Wywiad dla "Machiny"


Budzy

Tomasz Budzyński. Znany też jako Tom Bombadil i Budzy. 33 lata. Zespoły: Siekiera 1982-84 r., Armia od 1985 r. Teksty, śpiew.

- Uważam, że koncert zespołu Armia jest modlitwą - mówi Tomek Budzyński.

Spokojny, uśmiechnięty, postawny. Na szyi srebrny krzyż. Umawia się na rozmowę w swoim poznańskim mieszkaniu, bo cztery dni wcześniej został ojcem (rozmawiamy 30 marca). Chce być blisko żony i dziecka. Siedzimy w kuchni, mała śpi.

- Nie nawróciłem się w jednej chwili, tak jak święty Paweł, który jechał mordować chrześcijan, a Bóg zrzucił go z konia i ciach.

Mówi szybko, wyraźnie, często dodaje "wiesz", "rozumiesz", "nie?"

- Rozumiesz, u mnie to się działo stopniowo. Teraz wiem, że to łaska Boża, łaska Ducha Świętego, że prowadził mnie w ten sposób, pokazywał mi fragmenciki małe, a ja się temu podporzodkowywałem.

Budzyński zaczynał granie w puławskiej Siekierze. W ostrym, punkowym zespole śpiewał pełne agresji teksty pisane przez Tomka Adamskiego. Nie utożsamiał się z nimi i po pięciu koncertach odszedł.

- Dla mnie punk rock miał sens jako pewna działalność artystyczna, a nie ideologiczna, ako prowaokacja estetyczna, a nie jako działalność polityczno-społeczno-anarchistyczną. Nigdy nie byłem anarchistą. No, rysowałe, sobie "A" w kółku, ale taki był image. Czy byłem wtedy wierzący? Trudno powiedzieć. Wychowany zostałem w rodzinie chrześcijańskiej, ale to żadna wiara - chodzenie do kościoła na Boże Narodzenie i Wielkanoc. W 1985 roku trafiłem do warszawskiej Armii, zespołu, który założyłem z byłym liderem Kryzysu i Brygady Kryzys - Robertem Brylewskim.

- Byłem w nieciekawym stanie psychicznym, chorowałem na nerwicę, miałem za sobą zawó miłosny. W Armii od razu poczułem dobry klimat. Spotkałem wspanałych ludzi, których pokochałem, między innymi Sławka Gołaszewskiego. Dzięki nim zetknąłem się z filozofią New Age. To mi się spodobało! New Age jest atrakcyjna dla młodego człowieka, który chce sam szukać drogi. Dziś Hare Kriszna, jutro pójdziemy na jakąś jogę, potem ćwiczenia oddechowe i super się czujesz! to jest wyrafinowane oszustwo. Przez wiele lat moję teksty powstawały pod wpływem fascynacji New Age. Płyta "Legenda" jest typowo gnostycka. Wydawało mi się, że mówimy o Bogó, śpiewamy o Bogu. A to była typowa gnoza. Nawet Jerzy Prokopiuk napisał, że "Legenda" jest perłą poezji gostyckiej.

Nadszedł jednak taki moment, kiedy poczułem, że coś tu nie gra. W czasie koncertów czułem, że moje piosenki mają jakąś głębszą mysł. Często mi się zdarzało zwłaszcza w czasie wykonywania piosenki "Przebłysk". Tam są takie słowa: "Światło, świeć, światło, prowadź mnie, niech cię strzeże, niech cię wspiera światło!". I powiem ci, że jak ja to śpiewałem, to jakiś głos w środku mówił mi "Jezus Chrystus". Pamiętam, że to były jedne z najpiękniejszych chwil mojego życia. Wtedy płakałęm w czasie koncertu, łzy mi leciały z oczu, normalnie. To odkrycie sprawiło mi wielką przyjemność. No i do tekstu "światło, świeć" dodałem "Jezus Chrystus".

Postanowiłem, że zaśpiewam tak na koncercie. To było w 1992 roku w Łodzi. Myślałem, że jak to wypowiem, to wszyscy będą zadowoleni, tak jak ja. A tu widzę, że to się nie bardzo podoba. Ludzie zaczynają mi pokazywać jakieś rzeczy, krzyczą "Ty chuju, spierdalaj". Czuję, że mnie ktoś opluł. Słyszę: "Jesteś chuj, papież też, Jezus też". To był szok! Tam stał na przeciwko mnie jakiś człowiek, straszne wygrażał. Dziki, nasz techniczny, w ryj od niego dostał. On do mnie: "Ty chuju, yee". A ja mówię do niego: "Człowieku, Jezus Chrystus jest Panem". Powiedziałem to po raz pierwszy do siebie i po raz pierwszy wszem i wobec. I pomyślałem: niech mnie tu zabiją. Dziś Bogu dziękuję, że tak się stało. Bo do tej pory ja brnąłem w samouwielbienie i byłem na najlepszej drodze, żeby stać się idolem młodzieżowym, gwiazdą rocka. Od tego momentu zacząłem chodzić do kościoła na msze, przystępować do spowiedzi.

Na duchową przemianą Budzyńskiego, a w zasadzie katolicyzm tekstów, zareagowali koledzy z zespołu. Najpierw szeregi Armii opuścił Robert Brylewski, później następny gitarzysta Michał Grymuza i Banan - waltornista.

- Moim nauczycielem, przedwodnikiem duchowym stał się niespodziewanie kolega z ławy szkolnej, dziś zakonnik - ojcec Augustyn. W Warszawie na Starówce wpadłem do niego. Pytam się: "Człowieku, co ty tutaj robisz?". A on: "Mieszkam tu" i pokazuje klasztor paulinów. Ja mówię: "A ja dwie ulice dalej". On zaczął odzwiedzać mnie i Natalię, z którą mieszkałem. Od razu powiedział: "Zyjecie w grzechu". Nie cackał się. Mnie nie na ręke była takie słowa, no bo my niby tu chrześcijanie, wierzymy w Boga, ale ślub nie potrzebny, bo się kochamy. No i efek był taki, że po paru miesiącach ten człowiek dał nam ślub. Klasztor paulinów to cudowne miejsce. Tam zacząłem chodzić na nocne modlitwy organizowane prze Ruch Odnowy w Duchu Świętym. Zobaczyłem rzeczy tak niesamowite, że wczesniej bym w to nie uwierzył. Na przykład nawrócenie Darka Malejonka, Dzikiego, Stopy (perkusisty Armii i VooVoo). Tam widziałem na własne oczy uzdrowienia fizyczne. Poznałem też człowieka, który ma dary Ducha Św. - języków, proroctwa, poznania duchowego, egzorcyzmów. A przede wszystkim doznałem wielkiej miłości.

Rok temu w lutym byliśmy na rekolekcjach w Częstochowie i tam to - fiuuu! Total! Tam nastąpiło świadome nawrócenie. Zobaczyłem swoje życie jak nigdy dotąd. Oddałęm swoje życie Chrystusowi, powiedziałem: "Niech się dzieje Twoja wola". Od tego czasu datuje się moje nawrócenie. Momentów załamania czy zwątpienia nie miałem. Mieliśmy ciosy: dziecko nam umarło, ale załamań nie przeżywałęm. Ja jestem grzesznikiem, ale im więcej czasu mija od nawrócenia, tym więcej widzę. Uczę się żyć w prawdzie, bo tu nie ma się co oszukiwać, całe moje życie dotąd, szczególnie życie artystyczne, było ciemnością.

Dziś wiem, że zagrałbym koncert z każdym. Jeszcze pięć lat temu powiedziałbym, że z jakimiś faszystami, skinheadami czy satanistami nie występuję. I tak zapisywaliśmy w kontraktach. Teraz wiem, że to była pogarda dla człowieka. Ja mogę się nie zgadzać z poglądami skinów i się nie zgadzam, ale to odrzucenie to była też pogarda dla człowieka. Bo Jezus mówi: "Idźcie i głoście Ewangelię". Jezus wchodził wszędzie, rozmawiał z najgorszymi grzesznikami. Faryzeusze mówili: "O, z grzesznikami pije, z kurwami siedzi". A Jezus powiedział, że nie przyszedł zbawić sprawiedliwych, tylko grzeszników.

Jak żyję na codzień? Modlę się, czytam Biblię. W sobotę wieczorem chodzę na mszę świętą. Uczestnicze we wspólnocie neokatechumenatu. To jest taka wspólnota w obrębie Kościoła katolickiego, która stara się żyć według rytu pierwszuch chrześcijan. Neokatechumenat to znaczy przygotowanie człowieka do chrztu. Spotkania są dwa razy w tygodniu. Modlimy się, dzielimy Słowem Bożym. Obowiązuje mnie tajęmnica, więcej powiedzieć nie mogę. Kiedyś w sztuce wpuszczono się w kanał, że artysta stoi ponad moralnością. Ja nie widzę konfliktu między moją twórczością a wiarą. Ale gdyby mój przewodnik duchowy powiedział mi, żebym przestał śpiewać, to był przestał.

 

HEAVY METAL I BÓG

Robert Friedrich. Znany też jako Lica albo Litza. 28 lat. Zespoły: Turbo 1988-91, Creation of Death 1991r., Acid Drinkers od 1989 r., Kazik Na Żywo od 1994 r., Flapjack od 1994 r. Gitara, kompozycje, śpiew, teksty.

- Bóg mnie wyciągnął z gorszego bagna niż ta muzyka - mówi Robert Friedrich - Litza.

Dobrze zbudowany blondyn. Uważne, niebieskie oczy, długie włosy spięte w kucyk. Niewielka kozia bródka. Okulary w srebnych oprawkach, na ramionach tatuaże. Na gitarze znaczek Ducha Świętego. Mówi zdecydowanym, twardym, pewnym, ostrym głosem.

- Mimo, że zawsze deklarowałem się jako katolik, zespół Acid Drinkers śpiewał wiele tekstów niegodnych Pana. Treści, które na początku niósł Acid, były mi obojętne. Cieszyliśmy się, że możemy trochę poprzeklinać - akurat w Polsce zniesiona została cenzura. Acid Drinkers miał być przede wszystkim zespołem zabawowym, przynoszącym radość, szczególnie na koncertach. Z drugiej strony z rock'n'rollem miałem niewiele wspólnego. Imprez typu Rolling Stones nigdy nie lubiłem.

W tym samym czasie miałem solowe projekty. Creation of Death było bardzo zaangażowane. Były to teksty chrześcijańskie od początku do końca, choćby Psalm 69, w którym wołam o pomoc od Boga, żeby mnie wciągnął z tego bogna i błota. Teksty, które pisałem jeszcze w Turbo, też miały odniesienie do Pisma Św., chociaż sam jeszcze nie umiałem wprowadzać je w życie.

Czy wierzyłem w Boga? Tak! Nie pamiętam, w jakich spodenkach albo jakich sandałkach chodziłem jako Robuś, któy ma 3 lata. Nie pamiętam, co jadłem i co piłem, gdy miałem 12 lat, czy co robiłem tego dnia w zeszłym tygodniu o 18.30. Ale zawsze miałem to poczucie, że jest przy mnie ktoś, do kogo mogę się zwrócić, niekoniecznie o pomoc, ale o wzajemną relację. Teraz wiem, że to był Jezus Chrystus, Bóg. Wychowałem się w rodzinie niepraktykującej. Mój ojcec był oficerem, żeby wyprawić moją komunię, musieliśmy jechać do znajomych na inne osiedle. Wtedy zresztą religia nie interesowała mnie, wolałem grać w piłkę z chłopakami.

Kiedy miałem może 18 lat, na moich oczach zginął mój kolega. Szedł ulicą, zobaczył mnie i moją dziewczynę, teraz żonę. Biegł do nas, przez ulicę, minął autobus i wpadł prosto pod samochód. Wtedy zadałem sobie pytanie: "Kim jestem, dokąd zmierzam, co się dzieje z tym chłopakiem?". Modliłem się i okazało się, że Bóg mnie nie wysłuchał. Po trepanacji czaszki i tygodniu pobytu na intensywnej terapii ten chłopak zmarł. Stwierdziłem, że nie ma Boga. Byłem strasznie załamany i słrustrowany. Ale zrozumiałem jednak, że modliłem się do konkretnego Boga, do Jezusa Chrystusa, żeby uzdrowił mojego kolegę. Wtedy się buntowałem, a teraz wiem, że on miał inne plany dotyczące tego chłopaka i mnie.

Już jako dorosły człowiek przystąpiłem świadomie do sakramenty bierzmowania. Wiedziałem, że jest to bardzo ważny etap i takie dojrzałe powiedzenie Bogu "tak". Potem był sakrament małżeństwa. Po ślubie nasza wiara wzrastała, modliliśmy się, chodziliśmy w niedzielę do kościoła. Ja starałem się być dobrym katolikiem.Teraz z perspektywy czasu wiem, że ja zostawiłem Chrustusa zamkniętego w tabernakulum w niedzielę w kościele i przez cały tydzień boży chodziłem sobie, jak chciałem. Przełomowym etapem była moja choroba dwa lata temu. Wiesz, byłem kiedyś facetem, który ważył ponad 100 kg. Byłem duży, silny i jeśli ktoś mnie uderzył, to oddawałem. Piłem dużo alkoholu, zaliczyłem izbę wytrzeźwień już w wieku 15 lat. Byłem tradycyjnym metalowcem, który lubił sobie wypić. Potem żona, dzieci i Bóg - to mnie zmieniło. No i nagle grypa, paciorkowiec dostał się do organizmu i w ciągu pół roku zniszczyło mi to organizm doszczędnie. Straciłem 30 procent wagi, zepsuł mi się wzrok. Wszyscy dookoła wiedzieli, że umieram powoli, nie wiedzieli, co się dzieje. Miałem już trójkę dzieci, najmłodsza córeczka miała cztery miesiące, było mi bardzo ciężko. Kiedy wydawało mi się, że ta choroba zaczyna ustępować, okazało się, że aby uratować moje życie, konieczna jest operacja. Takie było niedotlenienie organizmu, że padłem na ulicy, prosto z niej zostałem zabrany do szpitala.

Operacja dała mi doświadczenie bliskości śmierci. Leżysz na intensywnej terapi, masz to serce otwarte, to są poważne przeżycia. Człowiek to taka istota, któa do końca nie rozumie wartości, dopóki sama się nie przekona. Nie wie, co to cierpienie, dopóki nie będzie przez jakiś czas cierpiała. Bóg doświadczył mnie tym cierpieniem, zębym mógł się cały czas nawracać. Po powrocie znów miałem okres buntu, niechaciałem zaakceptować siebie - takiego katolika, jakim byłem kiedyś. Ten pooperacyjny okres buntu skończył się, gdy wstąpiłem do wspólnoty neokatechumenalnej, w któej jestem od ponad roku. Dzięki niej uczę się słuchać Słowa Bożego - szczególnie pokory, przebaczania - i wprowadzać je w życie. Wiem, zę moje życie jest służbą - to, co robię w muzyce, w domu, wszędzie. Nawet ten wywiad jest dla mnie obowiązkiem, ja akurat nie lubię udzielać tego typu wywiadów. Takie żeczy mówi się w cztery oczy. Rozmawiam często o tym po koncertach z ludźmi, którzy chcą porozmawiać. Nic na siłę, beż przemocy, tylko miłością.

 

PUNKY - REGGAE I BÓG

Darek Malejonek. Znany też jako Maleo. 35 lata. Zespoły Kultura 1983 r., Izrael-kultura 1984-86 r., Izrael 1986-95 r., Moskwa 1986-88 r., Armia 1988-93, Houk od 1990 r. Kompozycje, teksty, gitara, bas, śpiew.

- Dziś radykalizmem jest powiedzenie "Jezus jest moim Panem" - mówi Darek Malejonek - Maleo.

Jasne długie dredy (obecnie ich już nie ma). Trzy srebrne kółka w lewym uchu. Na serdecznym palcu lewej ręki złota obrączka. Mówi ochrypłym, twardym głosem. Gdy mocno się zastanawia, kręci rękoą dreda. Często dodaje "po prostu", "tak", "wiesz"...

- Moje życie dzieli się na przed Chrystusem i po Chrystusie, czyli z Chrystusem. Po prostu tak, jak całe dzieje ludzkości.

Pochodzę z rodziny zupełnie ateistycznej. Nie chodziłem na religię. Ale pamiętam, że gdy zacząłem świadomie patrzeć na życie, gdzieś w liceum, zaczełem szukać, bo miałęm taką pustkę w sercu. Wtedy zainteresowałem się filozofią, czytałem mnóstwo książek o filozofii greckiej, trochę o nowożytnej. Kiedy grałem już zespole Izreal, interesowałem się rastafanizmem. Nigdy nie byłem rastafarianinem, ale ciekawiło mnie, jak się ma kult Hajle Sellasje do Biblii. Wtedy zacząłem czytać Stary Testament. No i pewnego dnia zapukali do moich drzwi Świadkowie Jehowy i zaproponowali mi studiowanie Pisma. Jeden z nich, z nich brat Stefan, znał grekę, hebrajski, po prostu mi imponował swoją wiedzą. Przez pół roku rozmawiałem z nimi, aż zorientowałem się, że coś tu nie gra.

Zaprosili mnie na swoją Paschę, oni to inaczej nazywają - pamiątka śmierci Jazusa. No i kiedy zaczął krążyć puchar z - jak powiedziano mi - z krwią Jezusa (winem - D.R.), ktoś powiedział - ci, którzy są godni, niech piją. Było sporo ludzi, każdy brał puchar do ręki, ale nie pił, tylko patrzył i podawał dalej. Mnie to zdziwiło, czemu nikt nie jest godny? No i co się okazało - że w Polsce nikt nie jest godny, tylko sami Amerykanie są godni, bo są ci lepsi, równiejsi. Zupełnie jak u Orwella. Grałem wtedy także w Moskwie, to był chyba najostrzej grający zespół w Polsce. Wtedy szerzej wchodziły do Polski różne dragi. Paliłem marihuanę i hasz. Sporo w tym czasie skonsumowałem grzybów, do tego kwas, amfetamina. Myślałem, że branie dragów jest jak rozszerzanie świadomości i poszukiwanie własnej torżsamości, że to są podróże w nieznane rejony jaźni, otwieranie umysłu. To było takie próbowanie sacrum bez życia z sacrum. Narkotyki nie wymagają żadnej moralności, tak samo jak New Age nie wymaga żadnej moralności.

W 1987 roku, kiedy jeszcze grałem z Moskwą, przyjechał ze Stanów Zespół No Longer Music. Mieli zagrać na dużej scenie w Jarocinie, ale okazało się, że mają zakaz, bo była komuna. Proboszcz kościoła w Jarocinie zgodził się, żeby wystąpili na terenie przykościelnym. To był ostry, czadowy zespół hard core. Przyszły straszne tłumy, no bo to na dodatek owoc zakazany. Ostrzy faceci - skóry, długie kolorowe pióra. I nagle okazało się, że oni śpiewają teksty ewangelizacyjne. No Longer Music jeździ i ewangelizuje na całym świecie. Po koncercie lider tej kapeli David Pierce zaproponował, że jeżeli ktoś czuje w sercu, iż chce przyjąć Jezusa, to żeby to zrobił teraz z nim. Ja wtedy przyjełem do serca Jezusa i oddałem Mu swoje życie.

Byłem w tym czasie bardzo daleko od Kościoła. Uważałem się z punko-anarchistę, dlatego byłem nastawiony antyklerykalnie. Mówiłem, że Rzym to nowy Babilon i tak dalej. A ci kolesie pokazali mi Boga od innej strony. Mnie zawsze Jezus kojarzył się z księżmi w sutannach, z jakimiś babciami, dewotkami. To była dla mnie martwa religia. A tu tacy ludzie i wierzą w Jezusa. Potem było tak, że niby oddałem Jezusowi życie, ale bardzo szybko zapomniałęm o tej przysiędze. Nie wiedziałem, że Jezus bierze wszystko poważnie. Z upadkiem komuny, w dużych miastach przyszedł czas dragów. Otworzyły się granice. Nowe dragi były strasznie mocne i można było dostać bardzo tanio. A właściwie dla ludzi z branży to było za darmo. Zaczeła się niezła degeneracja.

Ja właśnie wtedy zakochałem się i poza Elą nie widziałem świata. Dziękuję za to Bogu! Pobraliśmy się i w 1990 r. urodziło się moje pierwsze dziecko, Kasia. To wydarzenie postawiło mnie w nowej sytuacji. Jest takie niemodne słowo - odpowiedzialność. Wcześniej nikt tego ode mnie nie wymagał. To mnie wyłączyło z całonocnych balang, z tego chorego odlotu. Teraz wiem, że był to palec Boży, ale wtedy tego nie wiedziałem. W swoim czasie sporo ekperymentowałem z halucynogenami - psylocybiną i LSD. Któregoś razu mocno przegiełem z kwasami i o mało nie skończyłem w psychiatryków z ostrą schizofrenią. Kiedy wydawało mi się, zę jestem w samym środku piekła i fizycznie doświadczam wszechobecności i potęgi złą, uświadomiłem sobie, że nikt nie jest w stanie mnie uratować.

Wiem, że to było konsekwencją tego, że kilka lat przedtem oddałęm Jezusowi życie. Ja o tym nie pamiętałem, ale Jezus pamiętał i mi pomógł. Fizycznie poczułem, że on mnie wyciąga z tego. I wtedy uwierzyłem w Jezusa! Zobaczyłem, że nie jest to żadna martwa religia, doświadczyłem, że Bóg żyje, że Bóg jest, że jest mocniejsze niż i że ma moc wyzwolenia mnie z każdej sytuacji. Od tego momentu postanowiłem zmienić swoje życie. Wszedłęm na drogę nawrócenia. Pomogli mi w tym moi przyjaciele protestanci. Pewnego dnia zadzwoniła dziewczyna, powiedziała, że jest znajomą Davida Pierce'a i spytała, czy zagramy z nimi wspólną trasę po Polsce. Powedziałem, że jasne. Na tej trasie zobaczyłem niesamowitą rzecz - że po koncercie ludzie oddają serce Jezusowi. Zobaczyłem, jaką Jezus ma moc. Wtedy czyłem się jeszcze za słaby, żeby publicznie mówić o Jezusie.

Niedługo potem Tomek Budzyński zaprosił mnie na spotkanie Ruchu Odnowy w Duchu Świętym u paulinów. Mówił mi, że tam są uzdrowienia, że ludzie modlą się w językach, któych nie znają. Dla mnie to było niewiarygodne. Myślałem, że katolicyzm jest czymś martwym. Poszedłem tam i dostałem Słowo.

To było tak mocne, intymne spotkanie z Bogiem, że Darek jeszcze nie chce o tym opowiadać.

Wtedy pękła skorupa mojego serca, zostałem ochrzczony w Duchu Świętym i zrozumiałem, że tu jest moje miejsce. Wiesz, dużo łączy protestantyzm i katolicyzm niż dzieli, przecież Chrystus jest jeden, a my jesteśmy wszyscy braćmi. Ale w katolicyzmie odkryłem to, czego nie ma w protestantyzmie - sakramenty święte. Jak przyjęli moje nawrócenie znajomi? Ja nie przekreślam tego, co przeżyłęm, taka była moja droga i moje doświadczenie. Teraz bycie punkowcem, anarchistą czy rastamanem nie jest niczum dziwnym. Takie subkultury są promowane przez pisma typu "Popcorn", "Bravo" itd. A teraz dużo większym radykalizmem jest powiedzenie "Jezus jest moim Panem". Bo w tym świecie, w którum rządzi pieniądz, sukces i kariera, jak powiesz, że tylko ufasz Jezusowi, którego nikt nie widzi to patrzą na ciebie jak na jakiego świra albo maniaka. Jednak wielu ludziz tzw. "generacji X" szuka kogoś, kto by uzdrowił ich życie, chore relacje ze światem, bliskimi i samymi sobą. Tylko Bóg to może uczynić.

 

PRZYJACIEL DUCHOWY

Ojciec Augustyn kilkanaście lat temu chodził do Liceum Plastycznego w Nałeczowie razem Z Tomkiem Budzyńskim. Za chuligaństwo, "ostry tryb życia" został wyrzucony ze szkoły. Niedługo potem postanowił wstąpić do zakonu paulinów, w tym roku ( tj. 1995 - T.H.) obchodzi 13-lecie ślubów. Mieszka w klasztorze kontemplacyjno-czynnym w Leśniowie. Tomek Budzyński i Darek Malejonek mówią o nim jako o swoim "przyjacielu i autorytecie duchowym". Augustyn jest też ojcem chrzestym Darka.

- Ich nawrócenie to nie jest kwestia przyjęcia jakiego światopoglądu - mówi ojciec Augustyn - bo się aukrat przyjeli. To nie jest sprawa wiedzy, którą się zdobywa, lecz poznania, czyli doświadczenia. W ich życiu Bóg objawił się fizycznie! Spotkanie Litzy z Bogiem było tak wstrząsające, że aż upadł. Podobnie Darek. Ja widziałem, jak się on zachowywał. I oni teraz nie mogą powiedzieć, że być może jest Bóg, bo oni Go widzieli. Teraz mogę tylko zagłebiać Prawdę - jedną Prawdę, a nie wiele prawd.

Tomkowi, Darkowi i Litzy Bóg objawił się akurat w Ruchu odnowy w Duchu Świętym. Teraz są w neokatechumenacie. To jest cofnięcie się do autentyczności chrześcijaństwa sprzed 1600 czy 1800 lat, odwołanie się do Słowa Bożego. W neokatechumenacie ołtarz to nie prywatne biurko kapłana, tylko stół wszystkich. Bóg dzieli się ze wszystkimi. bo śa ubogimi, rozumiesz: u-bogimi i on też jest u-bogi, czyli "u Boga". Wcale się nie dziwię, że chłopaki grają ostro. Muzyka powinna być jak najbardziej ostra, progrsywna, agresywna. Taniec Dawida w "I Księdze Samuela" był tak dynamiczny, że jego żona się zgorszyła. To był rockowy amok, Dawid rwał struny z cytry. Bóg nie gorszy się żadną muzyką! W Kościele są tacy sami ludzie, jak na zewnątrz Kościoła, i jednym muzyka rockowa się podoba, a innym nie. Nie powiesz księżom, którzy słuchają Bacha, żeby słuchali Malejonka, bo śpiewa o Chrystusie. Natomiast nie mam mowy o "instytucjonalnym wykorzystaniu" nawróconych muzyków. Wiem, że muzyka rockowa ma ogromny wpływ na ludzi, ale nie zamierzamy za jej pośrednictwem przeprowadzać zbiorowej ewangelizacji. Nawrócenie muzyków to jest ich indywidualna sprawa.