Wywiad z Maleo, Licą i Budzym


    Już dawno muzyka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak właśnie w przypadku tego albumu. Dlaczego? Bo muzyka z tej płyty jest zarazem surowa i delikatna. Czadowa i subtelna. Jest pełna pogody, ale też przejmującego niepokoju. I ma w sobie to coś, co sprawia, że nie można się od niej uwolnić. Nowy album 2Tm2,3 w połowie kwietnia miał swoją premierę. Premierę być może niezbyt spektakularną, ale jak to w przypadku takich wydawnictw bywa - z biegiem czasu coraz więcej ludzi z pewnością zainteresuje się tą muzyką.

Drugi raz zapytam: dlaczego? Po pierwsze - ponieważ w nagraniech uczestniczyły takie osobowości poskiego rocka jak Darek Malejonek, Tomek Budzyński, Robert Friedrich czy Marcin Pospieszalski... To wielkie nazwiska, prawda? Po drugie - album, mimo że od strony tekstowej nie wszystkim musi przypaść do gustu, to muzycznie na pewno potrafi skruszyć nawet najcięższe metalowe serca... Takie utwory jak przyciężkawe "Szema Izrael" (wspaniała kompozycja, gdzie czadzące gitary pysznie komponują się z piszczałkami Joszko Brody) czy Acidowe w klimatach "Shlom Lech Mariam" na pewno zrobią wrażenie na tych, którzy z przyjemnością wsłuchują się w "Roots" Sepultury czy w "State Of Mind Report" wiadomego zespołu... I nie mówcie mi, że przeszkadza wam cała ta ideologiczna otoczka. Ona jest tylko pięknym uzupełnieniem doskonałej Muzyki...

Poniżej wywiady, króre udało mi się przeprowadzić z Darkiem Malejonkiem, Tomkiem Budzyńskim i Licą w przeddzień ukazania się nowej płyty 2Tm2,3.


DAREK MALEJONEK

MH: Tymoteusz to taka muzyczna efemeryda. Na początku miał być niby jeden album i kilka koncertów. Można było odnieść wrażenie, że ten projekt jest dla Was jedynie odskocznią od Waszych rodzimych formacji - od Houka, Armii, Acid Drinkers czy VooVoo...
D: To znaczy, ja nie pamiętam czy to było tak, że Tymoteusz miał być przedsięwzięciem jednorazowym. Myślę, że była to raczej pewna idea, która się w nas narodziła. I ta pierwsza płyta, która powstała, była dla nas dużym wyzwaniem... Ale formowanie tego projektu, mimo że ciężkie na początku, w końcu się udało i okazało się, że to całkiem nieźle gryzie, że iskrzy... Poza tym, zauważyliśmy że jest sens grania koncertowego, bo była w zespole pasja do tej muzyki, była bardzo dobra atmosfera... Co jeszcze - okazało się, że jest bardzo duże zapotrzebowanie na taką muzykę, że jest spore grono słuchaczy. Ten pierwszy krążek Tymoteusza zebrał bardzo dobre recenzje, był mianowany do Fryderyka, zagraliśmy bardzo dużo udanych koncertów, w związku z czym pojawiła się w nas pewna presja, że ten drugi album, który nagramy, nie może być gorszy... I znowu przyjęliśmy to wyzwanie, zdecydowaliśmy się nagrywać. Co się okazało: ta druga płyta jest zupełnie inna niż pierwsza, ale jest przy tym jej pewną kontynuacją. Ja widzę to w ten sposób, że jest to rozwinięcie pomysłów, które zakiełkowały na pierwszym albumie. Wtedy nie mieliśmy warunków do tego by rozwinąć te pomysły, teraz mieliśmy po pierszwe - więcej czasu w studiu, po drugie - sprawdzony na scenie zespół, więc wiedzieliśmy na co nas stać. Na tej nowej płycie jest więcej muzycznych poszukiwań, dużo nowych brzmień. Zresztą to brzmienie jest bardziej ciemne, bardziej ascetyczne, ponieważ staraliśmy się świadomie zrezygnować z pogłosów i innych studyjnych ornamentów.

MH: Bardzo podoba mi się ten Wasz nowy materiał. Choćby dlatego, ż e jest strasznie zróżnicowany. Odnoszę wrażenie, że jest to piętnaście zupełnie różnych numerów.
D: No tak. Znalazły się na tej płycie dwie kompozycje Angeliki, które jeszcze bardziej wzbogaciły brzmienie. Angelika pochodzi z Ukrainy i ma trochę inne spojrzenie na muzykę. Te utwory, które skomponowała, kojarzą mi się trochę z muzyką Pink Floyd. Z pierwszymi płytami Pink Floyd w ogóle, z taką troszkę psychodelią. Używaliśmy w nich na przykład kontrabasu na fuzie. Moim zdaniem również te dwa utowry reggae są na dużo wyższym poziomie niż na pierwszej płycie Tymoteusza.

MH: Ale dużo jest również utworów ciężkich, czadowych powiedziałbym.
D: Tak, to było także naszym założeniem, by powstały takie rzeczy. Eksperymentowaliśmy z brzmieniem, gitary idą strasznie surowo, bez jakichś pogłosów i innych upiększeń. Co jeszcze... Jestem bardzo zadowolony z sekcji - tutaj gra więcej perkusistów niż na pierwszej płycie.

MH: Sekcja rzeczywiście brzmi rewelacyjnie - słychać jak na przykład, przejście zaczyna jeden z perkusistów na prawej kolumnie, a drugi kończy ten motyw na lewej.
D: To zasługa Beaty Kozak, Stopy, Goehsa i Ślimaka. A więc całej plejady perkusistów. Dużo się napracowali nad tymi wszystkimi zagrywkami, ale wyszło to naprawdę rewelacyjnie. Oczywiście to ocenią słuchacze, ale uważam, że jest to jeszcze jeden powód do tego, by uznać, że płyta jest dużo lepsza od pierwszej.


BUDZY

MH: Nagraliście świetny materiał, jak to się stało, że płyta osiągnęła taki ostateczny kształt a nie inny?
B: Wielką siłą tej płyty jest to, że jest taka różnorodna. A stało się tak dlatego, że wiele osób komponowało muzykę. To nie jest zespół, który ma jakiegoś lidera. Sam zobacz: są utwory, które komponował Lica, Maleo, ja. Poza tym - taki a nie inny skład zespołu jest ważny. Grają w nim wybitne osobowości polskiej sceny rockowej takie jak Marcin Pospieszalski czy Joszko Broda i to także nie pozostaje bez echa. Ten drugi album powstawał bardzo długo, pół roku właściwie. Ale ten wysiłek się opłacił. Płyta została nagrana bardzo starannie, zresztą takie były warunki we wspaniałym Studio Psalm w Warszawie.

MH: A na które utwory miałeś największy wpływ?
B: To znaczy, powiem Ci, które numery skomponowałem. Przede wszystkim "Psalm 34", "Psalm 51", no i utwór pod tytułem "Amen".

MH: Rozumiem, że te numery lubisz najbardziej.
B: Nie wiem czy lubie najbardziej. Siłą rzeczy trochę na pewno, ponieważ sam wkład w muzykę ma przecież znaczenie. Ale muszę powiedzieć, że jestem także współtwórcą takich numerów jak "Psalm 13" i "Psalm18". To utwory, które zrobiliśmy razem z Licą.

MH: A jak ten drugi album Tymoteusza ma się do pierwszego.
B: Wydaje mi się, że płyta jest głębsza niż poprzedni album. Na tej płycie nie muzyka jest najważniejsza, ale teksty. Ta płyta powstała dlatego, że jest taki a nie inny tekst. I śmiało można powiedzieć, że muzyka jest tutaj w formie pewnej służby wobec tekstu. Powiem Ci w ogóle, że inspiracją samej muzyki był tekst, a nasz stosunek do tego tekstu jest inny niż dwa lata temu, gdy nagrywaliśmy płytę "Przyjdź". Można krótko powiedzieć, że lepiej rozumiemy to, co śpiewamy.

MH: Mamy do czynienia z pewnym kontrastem - teksty pochodzodzą z Biblii, a muzyka jest często ciężka, twarda.
B: Tak, ale dla mnie nie ma w tym żadnej dysprporcji. Ponieważ Bóg nie powiedział jak trzeba śpiewać Psalmy. Nie ma takiego zapisu, który powiedziałby, że trzeba śpiewać tak a nie inaczej. Ja  to widzę tak: Słowo Boże ma w sobie ekspresję totalną, jest w nim wszystko - od ciszy po wrzask. Dotychczas nikt nie odważył się na rockową interpretację tych tekstów, a jeśli już, to była to muzyka jazzowa lub gospel. W świecie rocka nikt jeszcze nie zrobił czegoś takiego, przynajmniej jeśli chodzi o wykonanie naprawdę ostre, takie czadowe.

MH: Rzeczywiście robi to wrażenie - te teksty w połączeniu z taką muzyką.
B: Ja wiem, że robi wrażenie.

MH: Za taką muzyką kryje się więc pewne przesłanie. Chciałem zapytać; czy spotkałeś się z czymś takim, że Wasz pierwszy album "Przyjdź" zmienił czyjeś życie, zaowocował czymś dobrym?
B: Tak. Ludzie często pisali do nas, że słuchając tej płyty czy uczestnicząc w koncercie zaczęli zmieniać swoje życie. Ale to nie my jesteśmy tutaj powodem tych zmian, to Duch Święty, który jest w tych słowach.

MH: Czyli Tymoteusz jest narzędziem, którym posługuje się Bóg.
B: Tak. Dokładnie. Nasza działalność, jeśli możemy tutaj w ogóle mówić o jakiejś misji, jest ewangelizacją.

MH: A czy mogę wiedzieć, co się stało, że nagle Tomek Budzyński zmienił swoje życie, zwrócił się ku Bogu?
B: Kiedyś w swoim życiu usłyszałem dobrą nowinę... Powiedzmy sobie szczerze, że każdy w jakiś sposób widzi swoje życie. I dostrzega zapewne, że wiele mu w tym życiu brakuje, że cierpi na przykład. Ale nie wie, dlaczego cierpi. Nie wie jak z tego cierpienia uciec. Ja również byłem takim człowiekiem i usłyszałem kiedyś dobrą nowinę o zbawieniu za darmo. I kiedy się o tym dowiedziałem, poszedłem za tym. W tej chwili trwam w Kościele i jest to dla mnie rzeczywistość całkowicie różna od tej, która była kiedyś. Śmiało mogę powiedzieć, że umierałem, a teraz na powrót żyję.

MH: Rozumiem, że Tymoteusz nie skończy na dwóch albumach. Że będzie następny album.
B: To znaczy, ten zespół nie powstał na układzie, że będzie istnieć, powiedzmy dziesięć lat. Raczej mówiliśmy sobie: zbierzmy się, zagrajmy i zobaczymy co będzie. I okazało się, że ludzie chcą grać w tym zespole. To nie jest tak, jak w normalnym zespole: "nagramy płytę i rozejdziemy się po domach" - rozumiesz. Nas łączy coś więcej. Ale jest jeszcze jedna sprawa: Tymoteusz to dzieło Boże i jeśli Bóg będzie chciał, byśmy grali dalej, to będziemy grali, a jeśli nie, to rozejdziemy się po domach - po Armiach, Houkach, VooVoo, Kazikach i innych.

MH: A bardziej ziemskie sprawy, trasa koncertowa, promocja. Macie już jakieś zamierzenia?
B: Powiem Ci tylko tyle, że jest bardzo dużo koncertów w maju i czercu. To będzie naprawdę spora ilość koncertów.

MH: A czy zdarza się tak, że na przykład księża zapraszają was na koncerty?
B: Tak. Zresztą trudno się dziwić: jeśli istnieje zespół, który gra muzykę do tekstów Pisma Świętego, to zdziwiłbym się, gdyby Kościoła to nie interesowało.

MH: Chciałem Cię jeszcze zapytać o jedno. Wiem, że na okładce znajdują się grafiki Moniki Krajewskiej. Kim jest ta artystka i skąd ten pomysł?
B: To żydowska artystka, która udostępniła nam swoje prace i na bazie tych prac powstała właśnie okładka naszej nowej płyty. Wydaje mi się, że wyszło to nieźle, ponieważ prace pani Moniki są po prostu piękne.

MH: Na koniec: co z nową płytą Armii?
B: Właśnie wyszła nowa płyta zespołu Armia. Jeśli słuchasz takiej muzyki, jeśli słuchasz metalu, to serdecznie Ci ją polecam. Gra tam również kilku wspaniałych muzyków, między innymi Popkorn z Acid Drinkers.


LICA

MH: Jak powstawały kolejne kompozycje? Czy pracowaliście wspólnie w studio, czy każdy robił swoje na boku, a później łączyliście to w całość?
L: Ludzie, którzy grają na płycie, zawsze mają największy wpływ na to, jak będą wyglądać poszczególne numery i muszę Ci powiedzieć, że nie ma na tym albumie dwóch numerów, które byłyby zagrane w identycznym składzie. Choćby ze względu na to, każda piosenka jest inna. Na przykład - w jednej kompozycji gra sam Stopa, w drugiej Beata ze Ślimakiem, a jeszcze w innej Ślimak z Goehsem - to ma bardzo duży wpływ na piosenki. Co jeszcze - wiele jest na tej płycie akustycznych brzmień, które były jak gdyby próbą szukania czegoś nowego, jakimś odkryciem... Tyle, że w naszym wypadku jest to bardzo świeże, ponieważ dopiero od niedawna ja komponuję takie akustyczne rzeczy. To coś zupełnie nowego. Nowe doświadczenie.

MH: Ktoś zauważył, że brzmienie jest ciemniejsze, bardziej ascetyczne.
L: Nie chcieliśmy, żeby ta płyta była przekombinowana, raczej naszym zamierzeniem było osiągnięcie naturalnego brzmienia. Naturalnego dźwięku. Jeśli ktoś lubi kontur, to przecież może go sobie na dobrym sprzęcie dołożyć.

MH: A jak wygląda sprawa z tekstami? Dlaczego stawiacie na taki przekaz?
L: Tekst jest tutaj elementem, który niesie życie, a muzyka stara się nadążyć za mocą tgo słowa, które śpiewamy. Wiesz, czasami trudno to wszystko pogodzić, ale wkraczamy w zupełnie nowe tereny tworzenia, to znaczy łączenia takiej muzyki i akurat takiego słowa. A wszystkie pionierskie wyprawy są trudne i dlatego szukamy najlepszych rozwiązań. To jest próba przełamania pewnych stereotypów i pokazania, że mocny tekst musi być podparty mocną muzyką.

MH: Jesteś producentem tej płyty?
L: Tak i nic się nie odbyło bez mojego ucha i oka (śmiech). Ale była to bardzo przyjemna praca, bo muzycy na tej płycie są po prostu doskonali i to była sama przyjemność, że mogłem z nimi współpracować. Cały artyzm tych ludzi polega na tym, że potrafią się zgrać w jedno i nie jest to zbiór solistów, a jedna perfekcyjna całość.

MH: Czyli nie jest prawdą, że ciężko się pracuje z takimi indywidualnościami?
L: Nie. To znaczy, ciężko się pracuje, tylko zostało ogólnie ustalone, że jedna osoba czuwa nad całością. Starałem się pogodzić wszystkich, no i chyba się udało (śmiech).

MH: Jesteś odpowiedzialny za brzmienie gitar. Postawiłeś tym razem, przynajmniej w części utworów, na surowe, ciężkie brzmienie.
L: Wiele poszukiwań doprowadziło do tego, że większość gitar nagrywana była na ruskich fuzach, a poza tym przeprosiłem moją starą koreańską gitarę, na której grałem na "Infernal..." i zaprosiłem ją do nagrywania tej płyty. Próbowaliśmy też używać różnych wzmacniaczy lampowych, nie cyfrowych, ale właśnie lampowych, na przykład rosyjskiego Softeca albo Mesa Boogie, czyli takiego sprzętu, na którym nagrywane było "Infernal...". No i efekt jest właśnie taki jaki jest. I jesteśmy z niego bardzo zadowoleni.

MH: Z kolei w innych numerach, przeważnie akustycznych, słychać taką wspaniałą, z lekka indiańską gitarę.
L: Tak, to instrument, który pożyczyłem od mojej córki. Właściwie taka zabawkowa gitara, w której struny były mocno już zużyte, przez co dźwięk jest taki specyficzny. Indiański, tak jak powiedziałeś.

MH: Moim ulubionym numerem z tej płyty jest "Jahwe Tyś Bogiem mym". To właściwie reggae, ale z niesamowitymi partiami wokalnymi...
L: Kompozytorem tego numeru jest Darek Malejonek, on też śpiewa w tym utworze. Poza tym jest tu najlepsza sekcja w Polsce grająca taką muzykę. Stopa Żyżelewicz i Marcin Pospieszalski: to są ludzie, którzy wiedzą jak to się robi.

MH: Nie można nie wspomnieć także o tych wszystkich niesamowitych piszczałkach Joszko Brody. Piorunujące wrażenie robią zwłaszcza w otwierającym album "Szema Izrael".
L: Wielu ludzi próbuje teraz odnaleźć jakieś korzenie, tradycje muzyczne i połączyć je z muzyką współczesna. Te wszystkie piszczałki są na tej płycie dlatego, że jesteśmy zafascynowani brzmieniem instrumentów Joszko Brody. Powiem nawet, że z premedytacją szukamy powiązań polskiej muzyki ludowej z muzyką ostrą.

MH: Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał: Darek Świtała
Metal Hammer