Wywiad Budzym i Licą


Maria Kiryk: - Co Was skłoniło, zęby 'wziąć udział w przedsięwzięciu TMK "Droga" i włączyć do przygotowywanej w darze Ojcu Świętemu płyty dwa Wasze utwory. Czy był to przypadek?'

Robert Friedrich: - Dla nas jest to ogromne wyróżnienie. Z zespołów rockowych będziemy chyba jedynym, który znajdzie się na tej płycie. Ojciec Święty jest dzisiaj dla mnie drogowskazem jako ojciec wielodzietnej rodziny. Mówię poważnie. To, co Ojciec Święty mówi, robi i jakie daje świadectwo wiary swoją pracą i życiem, powoduje, że ja jestem w Kościele i nie mam wątpliwości, czy jestem na właściwym miejscu. Tu mogę znaleźć pomoc, żeby nie zmarnować tego, co Pan Bóg mi dał, przede wszystkim moich dzieci. On jest odpowiedzią.

Tomek Budzyński: - Prorok naszych czasów!


- Wracając do piosenek. Powiedzcie, jak powstają Wasze utwory?

T.B.: - Wybór tekstów zwykle jest spontaniczny. Wiadomo, że kiedy się zaczyna pracę nad utworem, to posiada się jego ogólny zarys. Zresztą, zawsze są takie teksty, które szczególnie chcemy zaśpiewać.


- Czy Pismo Święte to Wasza lektura?

T.B.: - Tak. Przede wszystkim modlimy się, prawie codziennie, tekstami psalmów. Wiadomo, że każdy ma swoje ulubione fragmenty z Pisma Świętego i najchętniej je śpiewa, ale dużo jest też takich, na które trafiliśmy przypadkowo, w ostatniej chwili

R.F.: - "Psalm 18", piosenkę, która weszła na płytę dla Ojca Świętego, napisaliśmy w drodze na koncert. Sam tekst bardzo często śpiewamy w czasie liturgii i zawsze robił na nas mocne wrażenie. Opowiada o tym, że Bóg wydobywa człowieka ze śmierci i stawia na skale i pokazuje w ten sposób, że jest wiemy przymierzu w słowach i czynach. Bóg okazuje mi swoją wierność, widzę to w całym moim życiu. To jest tekst o mnie.

T.B.: - Dobrze, że mówimy akurat o tym psalmie, bo obydwaj z Robertem doświadczyliśmy tego we własnym życiu. Tam jest napisane, że "fale śmierci mnie ogarnęły" - tak właśnie było. My nie śpiewamy o jakichś abstrakcjach. W tekstach odnajdujemy się wprost, one opowiadają o naszych losach.


- Pisałeś w trzeciej osobie...

R.F.: - Tak. Natomiast teraz czytam psalm i on pomaga mi zrozumieć to, co od dawna mam w sercu. Słowa porządkują i nazywają moje własne myśli. Kiedy człowiek nie potrafi się modlić, a ja często nie potrafię, to biorę psalm i moja dusza się modli. Zresztą, im dłużej jestem w Kościele, tym bardziej się przekonuję, że psalmy opowiadają o prawdziwej rzeczywistości wiary, której sam jestem świadkiem. To po prostu prawda.


- Czy przez te utwory chcieliście Ojcu Świętemu przekazać coś szczególnego, o sobie i swoim przezywaniu wiary?

R.F.: - Ja na pewno. Chcę pokazać, że jest gdzieś w Polsce taka osoba, która była na zupełnym dnie, a mimo to Bóg wyciągnął rękę i sprawił, że jestem tym, kim jestem teraz. Stoję na skale, jestem szczęśliwym ojcem czwórki dzieci. Być może wiele się nie zmieniłem, ale czuję, że Bóg mi stale pomaga. Czasem budzę się rano i z wysiłkiem uświadamiam sobie, że mam żonę, czworo dzieci i dlatego musi się obudzić też moja odpowiedzialność, której przez wiele lat nie miałem.
Jeżeli chodzi o twórczość, to zarzekałem się, że nie jestem żadnym artystą. Teraz jednak widzę, że to dla mnie jest szczególne szczęście, że mogę się realizować właśnie w ten sposób. Mogę podpisać się nie tylko pod efektem artystycznym, ale przede wszystkim pod treścią i przesłaniem naszych piosenek, dlatego że mówią o moim doświadczeniu i życiu. W pewnym sensie w pracy zespołu uczestniczą całe nasze rodziny. To, że długo nie ma nas w domu, że nie pracujemy w tym czasie na jakieś wielkie pieniądze, tylko jedziemy grać i nigdy nie wiadomo, kiedy wrócimy i z czym, to jest wkład, ofiara, jaką ponoszą nasi najbliżsi.


- Interesuje mnie jeszcze pogranicze muzyki i tekstu. Czy podejmowanie "łagodnych" tematów wpłynęło łagodząco na ekspresję Waszej muzycznej wypowiedzi? Muzyka, jaką graliście dotąd, kojarzy się raczej z buntem i bardzo gwałtownymi uczuciami.

T.B.: - Sztuka nie jest czarno-białą mozaiką. Ma mnóstwo odcieni, form i kształtów. Ja bardzo się cieszę, że dzięki zespołowi 2 Tm 2,3 mogę sobie zaśpiewać balladę. Są takie słowa, do których pasują tylko łagodne dźwięki i takie dźwięki się znalazły.


- Co w takim razie z Waszymi fanami, którzy uwielbiają ostrą muzykę?

R.F.: - Ja gram nawet ostrzej w 2 Tm 2,3 niż w Acid Drinkers.

T.B.: - Na tej płycie są takie czady, że, głowę urywa. Jedna trzecia to są ostre utwory.

R.F.: - To siedemdziesiąt minut muzyki. Jakbyśmy grali nawet same ballady, to i tak nie prześcigniemy Antoniny Krzysźtoń.


- Czy liczycie, że ludzie, którzy Was stuchają dla ostrego brzmienia, zaczną zauważać teksty?

R.F.: - Szczerze? Ja uważam, że to, co robię, ma mieć jakość. Nie kieruję się kalkulacjami. One najczęściej zawodzą. Chodzi o to, żeby jakość muzyki do tak ważnych tekstów była odpowiednia. Jeżeli to jest ostra muzyka, musi to być najlepsza ostra muzyka.

T.B.: - Jest taka historyjka o Styce, który malował Matkę Boską modląc się na kolanach. Naraz stał się cud i Matka Boska z obrazu przemówiła: "Styka, ty mnie nie maluj na kolanach, tylko maluj dobrze".


- Czy to, ze związaliście się z nurtem muzyki chrześcijańskiej, nie stało się dla Was źródłem kłopotów?

T.B.: - W pewnym sensie tak. Od momentu kiedy powiedziałem słowo "Chrystus", przynajmniej połowa ludzi słuchających zespołu Armia przestała go słuchać, przychodzić na koncerty.

R.F.: - Ja to inaczej widzę. Połowa ludzi odeszła, ale na ich miejsce przyszli inni, którzy właśnie teraz przychodzą na Armię, kupują twoją płytę. TY się jasno określiłeś.

T.B.: - Teraz jestem wyrazisty i dlatego mam zdecydowanych wrogów i przyjaciół. Nie ma tych obojętnych. Taka sytuacja jest dobra.

R.F.: - Ja zawsze miałem jakichś wrogów i zawsze miałem kłopoty. Ale teraz te kłopoty mają sens, a dawniej były bez sensu. A to, że jakiś kolega powie, że zdewociałem czy oszalałem, bo nie chcę iść z nim na wódkę, to nie jest prawdziwy kłopot. Prawdziwym kłopotem jest to, żeby dobrze wychować dzieci.


- Czy nie spotyka was dyskryminacja ze strony wielkich mediów?

T.B.: - Faktem jest, że współczesna kultura medialna, to kultura wielkiego Babilonu.

R.F.: - Wiem od wydawcy naszej płyty, że duże radia świeckie są zainteresowane graniem naszej nowej płyty na power play. Są świadomi, jaka to muzyka i jaki przekaz - chcą to robić.

T.B.: - Dopóki nie usłyszę, to nie uwierzę. Wielki Babilon nie jest zainteresowany promocją takich tematów. To zresztą nie zmienia faktu, że to Jezus Chrystus jest Panem. Boga nie trzeba bronić, bo On sobie i tak poradzi, znajdzie innych, lepszych od nas. Bronić trzeba ludzi, im dać świadectwo, ich umocnić. To ludzie stoją na rozdrożu, zadają sobie poważne pytania. Chcemy pokazać im, jak to jest z nami.

R.F.: - Nie mamy ambicji snucia zawiłych teologicznych wywodów. Ja mam do powiedzenia tyle, że moja żona po dziesięciu latach nadal mnie kocha. Nie wiem, czy dzisiaj bylibyśmy razem, gdyby nie to, że Kościół nas przyjął, dał nam sakrament małżeństwa i o nas dba. W porównaniu z kolegami, którzy żyją na kocią łapę albo na kontraktach cywilnych, widzę, że takie związki mają słabą podstawę i są nietrwale.

T.B.: - W wymiarze dzisiejszego świata nasza postawa może się wydawać niemożliwa. Przykładowo miłość w wymiarze krzyża. Według Babilonu taka miłość to szaleństwo. Świat mówi, że nie można tak kochać, bo to głupota. Tobie ma być dobrze, masz się wyżyć i rozwijać się indywidualnie, nawet kosztem innych. My chcemy pokazać, że można mieć jedną jedyną żonę i warto poświęcać się dla czwórki dzieci.


- Muzyka, sukces. Bóg -jak się w Waszym życiu układały te relacje?

T.B.: - Mnie sukces przesłonił Boga.

R.F.: - Ja mam poczucie, że dostałem więcej niż się spodziewałem. Mimo to byłem nieszczęśliwy. Mnie nikt nie nawracał, ani nie ewangelizował. Moją modlitwą były tylko moje problemy i naprawdę nie wiem, dlaczego Bóg, w szaleństwie Swej miłości, wyciągnął do mnie rękę. Widział, że jestem nieszczęśliwy, mimo że tyle miałem. Dopiero Bóg pokazał mi, co z tego jest naprawdę ważne. Ale potrzebny do tego jest moment absolutnego bankructwa.

T.B.: - Tak było i ze mną. Był moment, kiedy Bóg wyraźnie mi pokazał, jaki jestem malutki.
Jeżeli człowiek przeżył taki moment duchowej śmierci i wtedy Chrystus wyciągnął do niego rękę, to nie może już usiedzieć na miejscu. "W moim sercu jest ogień płonący" - tak jest też ze mną.

Rozmawiała Maria Kiryk, Droga nr 18/1999