Wywiad z Maleo i Litzą

Zespół 2TM2,3 powstał w 1997, na fali "cudownych nawróceń", jaka przetoczyła się przez środowisko czołowych rockmanów. Grupę (nazywaną też "Tymoteuszem") stworzyły właściwie same muzyczne legendy. Tomek Budzyński był i jest liderem "Armii", Darek "Maleo" Malejonek stworzył Izrael i Houk, Robert "Litza" Friedrich był wtedy filarem Acid Drinkers i Flapjacka, Marcin Pospieszalski to czołowy muzyk jazzowy i producent muzyczny, a Joszko Broda - znana od lat postać folkowa). Nagrali dotąd trzy płyty - "Przyjdź", "2TM2,3" i - dopiero wydaną - "Pascha 2000".


Słuchajcie, jak to jest z 2 TM 2,3 - w niektórych kręgach jesteście gwiazdą, a w innych - niemal zupełnie nieznanym zespołem?
Litza: Wiesz, z nami jest tak, jak z gwiazdą betlejemską, która jest wszędzie znana...
Maleo: Ale widzą ją tylko ci ludzie którzy chcą (śmiech).
L: Ja bym unikał słowa "gwiazda", bo nasza droga zawsze była alternatywna.
M: Od początku trzymamy się z daleka od masowej "propagandy sukcesu".

No, a ile koncertów rocznie gracie?
L: Około 150 koncertów - szczególnie maj i czerwiec jest bardzo obfity. Staramy się, żeby imprezy były otwarte...
M: Jak graliśmy niedawno na warszawskim AWF-ie, było parę tysięcy ludzi.

Ale z drugiej strony nie ma was w dużych mediach...
L: To jest sytuacja, której nikt nie promuje, i tak powinno być uważam...
M: To jest zespół niezależny od wielkich wytwórni i od mediów.
L: Np. to, że robimy z Tobą wywiad nie ma żadnego znaczenia, bo ci ludzie, którzy tego szukają i tak to znajdą.

Czy to jest celowe działanie - to że nie chcecie wchodzić w ten masowy kanał - w radio, w telewizję..?
L: My byśmy chcieli, bo nie robimy tego dla pobożnej, oazowej młodzieży, tylko już sama muzyka pokazuje, że chcemy wejść w kręgi ludzi, którzy na co dzień nie mają okazji słyszeć Ewangelii. Ale nie zawsze nas chcą na różnego rodzaju imprezach - nawet za darmo.

Na jakich na przykład imprezach?
L: Na "Przystanku Woodstock" - ja się zawsze pchałem, ale nas tam nie chcieli.

Jurek Owsiak was nie chciał?
L: To musisz z Jurkiem pogadać. On robi dużo bardzo fajnych rzeczy...
M: Powiedział, że my nigdy nie zagramy na "Przystanku".
L: Ale nie ma rzeczy które są definitywnie przesądzone. Ja dwa razy bardziej chciałbym zagrać na "Przystanku Woodstock" niż na "Przystanku Jezus". Mam nadzieję, że Jurek nam pozwoli zagrać.

A na jakiej imprezie byście nie zagrali?
L: Teoretycznie nie ma takich koncertów.

Powiedzcie, czym się różnią wasze koncerty od koncertów np. Acid Drinkers?
L: Ja widzę ten sam tłum który tańczy i który skacze ze sceny. Ale są momenty, w których się wspólnie modlimy, i może to jest jedyna różnica. No, może jeszcze to, że na większości koncertów jest bardzo mocny akcent na kult idola - tego który stoi na scenie. Tutaj nie ma idola. Wszyscy jesteśmy tak samo biedni i tak samo bogaci - to, że jesteśmy dziećmi bożymi.
M: Myślę, że taka kapela jak nasza nie byłaby możliwa normalnie, ze względu na mój np. charakter - wiesz, tu sami liderzy grają. Także ja uważam to za cud.

Wśród muzyków krążą takie plotki, że na koncertach w kościołach i na zlotach katolickich, zarabia się potężne pieniądze...
[obaj wybuchają śmiechem]

M: Tak, tak to pieniądze z Banku Watykańskiego - tajne konta Watykanu.
L: Słuchaj, jeśli chodzi o sprawy finansowe, to musisz pogadać sobie z moją żoną - ona by cię prześwięciła szmatą za takie bluźnierstwa [śmiech].
M: Wiesz co, jak my z Tymoteuszem dostajemy po 3-4 bańki za koncert, to jest dobrze. Naprawdę, to jest chyba najmniej zarabiający zespół na polskiej scenie. [do Litzy] Raz - wtedy mnie nie było - to chyba dostaliście po 8 ?
L: Tak? To chyba mnie też nie było [śmiech]. Wiesz, mieliśmy takie niesamowite zdarzenie, że graliśmy na Dębcu w Poznaniu, w takiej małej salce. Była propozycja żeby zrobić bilety, miał to być koncert zapraszający na spotkanie neokatechumenalne. No i zdecydowaliśmy się w końcu, żeby otworzyć drzwi i wpuścić wszystkich za darmo, wiedząc że będą koszty. No i wtedy po koncercie stanęliśmy przy wyjściu z reklamówką, mówiąc, że kto uważa że może coś zostawić, to niech nam da. To było niesamowite doświadczenie, bo nigdy nie myślałem że będę stał po koncercie z workiem, i prosił o grosz. Wyszło dokładnie tyle ile mieliśmy do zapłacenia za sprzęt i za akustyka. Salę mieliśmy za darmo. Nawet nie było dla nas na benzynę, ale to był ten cud - że to co trzeba było, zostało zapłacone. Kupa radości jest przy tym, bo to jest czysty punk rock. Np. na scenie niezależnej też się mówi o pieniądzach, bo trzeba dojechać, trzeba zjeść zupę, trzeba kupić struny. A tu jest tak, że żyjemy z czegoś innego, a w Tymoteuszu gramy, bo czujemy że chcemy to robić. Dziś spałem tylko trzy godziny, żeby tu przyjechać.

No to z czego żyjecie?
M: Ogólnie z muzyki...
L: [do Maleo] No powiedz, ile masz zespołów - grasz z Joszkiem Brodą, z Maleo Reggae-Rockers, Houk, Tymoteusz i Arka. Ja gram z Kazikiem, z Tymoteuszem i z Arką. Trzeba dużo pracować, żeby zarobić na chleb.
M: Ja w tym roku prawdopodobnie wydam 5 płyt...

Jaki jest wasz stosunek do tzw. "branży muzycznej"? Czy mieliście jakieś propozycje ze strony dużych wytwórni fonograficznych?
M: Mieliśmy - Pomaton i Polygram proponowali nam wydanie płyt.
L: Ale ja nie chciałem, bo mi się duże firmy kojarzą z pewnym terroryzmem i z tym, że nie będę miał do końca wolności. A w Metal Mind (firmie, która obecnie nas wydaje) jest duża tolerancja jeśli chodzi o okładkę, teksty, muzykę.

Jesteście nominowani do Fryderyka. Gdybyście go dostali, przyjdziecie na rozdanie?
L: Nie wiem, mnie to nie interesuje. Na pewno bym nie poszedł. Nam zależy na pojedynczym słuchaczu, na dotarciu do niego z tymi tekstami i to jest ważniejsze niż cokolwiek. Mnie nie interesuje, czy dostanę od ZPAV-u [organizacja przemysłu fonograficznego, która wręcza Fryderyki - red.] nagrodę, bo jest to nagroda branżowa. Natomiast, jeżeli ktoś przychodzi na koncert i jemu to pomogło w życiu, to to jest dla mnie największa nagroda. Jestem konsekwentny - jak Acid Drinkers dostawało Fryderyka, to nie poszedłem.

Każdy z was jest swego rodzaju rockową legendą, jaki macie stosunek do swojej muzycznej przeszłości?
M: Gdyby nie poprzednie zespoły, to by mnie tu nie było. Bardzo cieszę się że brałem w tym udział i było to dla mnie wielkie doświadczenie. Tyle, że w moich poprzednich zespołach były wspaniałe idee, wspaniałe założenia, ale z realizacją było krucho... z tego środowiska, w którym się wtedy obracałem piętnaście osób nie żyje z powodu narkotyków, prawie wszystkie małżeństwa się rozpadły. To jest to co pozostało z tego ruchu... Ale oczywiście nie żałuję, nie odżegnuję się od tych ludzi..
L: Ja myślę, że to co robimy teraz nawet bardziej nas zbliża do tych ludzi z którymi graliśmy. Ja dzisiaj bardziej jestem otwarty na ludzi, z którymi grałem kiedyś, niż wtedy - wtedy to bardzo mnie denerwowało, irytowało.

Wiem, że ostatnio robicie muzykę do programu dla dzieci "Ziarno" i że powstał z tego rodzinny zespół Arka Noego. Opowiedzcie o tym...
L: A tak, to jest niezła historia - jak pierwszy raz ta siostra do mnie zadzwoniła, powiedziałem "Siostro, ale siostra nas chyba nie widziała. Nie wyglądamy zbyt pobożnie". A ona na to: "To właśnie o to chodzi, bardzo się cieszę". No i jakoś tak zmierzyliśmy się z tym - na pewno pomaga mi to że sam mam piątkę dzieci.
M: Dla mnie to, że mogę grać ze swoją żoną i dziećmi jest największą radością. Do tej pory jeździłem sam, przeważnie w męskim gronie. A zawsze marzyłem o tym, żeby móc jeździć z dziećmi. To jest po prostu hipisiarstwo - taka super rzecz, że coś niesamowitego. Tak się cieszę z tego.

Nagraliście też podobno płytę z tą muzyką...
L: Nie było planów, żeby robić z tego płytę. Ale po jakimś czasie, kiedy ze wszystkich programów zrobiło się po jakimś czasie dziesięć piosenek, postanowiliśmy to wydać. Nie było chętnych, więc wydaliśmy to sami. I dzięki Bogu. Sprzedaje się to bardzo dobrze i myślę, że jest to najuczciwsze, co udało mi się zrobić w życiu. Pracy jest bardzo dużo, ale jakoś sobie daję radę...
M: Robert ma charyzmę do pracy z dziećmi. Np. pracowaliśmy cały dzień przy nagrywaniu teledysku, a dzieci - wiadomo, to jest żywioł - nasze dzieci nie są szkolone, tresowane, podczas nagrań latały. Ale jakoś sobie poradził.

Jak, jako muzycy i wrażliwi ludzie oceniacie poziom - nie zawsze najwyższego lotu - śpiewów oazowo - pielgrzymkowych?
M: Mnie się to bardzo nie podoba, nie mogę tego słuchać.
L: Ja kiedyś też tak reagowałem, ale dziś mówię "skoro ci się nie podoba, to zrób coś lepszego". I cieszę się, że mogę robić muzykę do "Ziarna". Nasze piosenki - także piosenki Tymoteusza - są grane w kościołach. Kiedyś dzwonił do mnie wujek i powiedział mi, że u niego kościelny na organach grał numer z pierwszej płyty Tymoteusza.

A jak wyglądają wasze kontakty z władzami kościelnymi?
L: Jest poparcie. Kardynał Macharski podobno jest naszym fanem - wytrzymał na dwóch całych koncertach. Był zadowolony, mówił że czad. Widzi w tym jakąś nową formę.
M: Arcybiskup Życiński cytował kiedyś Stopę [Piotra Żyżylewicza, perkusistę 2 TM 2,3].
L: Dobre słowo słyszymy też od Abp. Muszyńskiego i biskupa Jana Chrapka.

OK, jeśli chodzi o moje pytania, to by było wszystko.
L: I co, to będzie potem w internecie normalnie?

Będzie można zobaczyć obrazki i obrazki ruchome...
L: Bo ja wczoraj po raz pierwszy w życiu próbowałem wejść w internet i okazało się że nie umiem, bo trzeba tam jakieś numerki chyba wpisać...
M: [do Litzy] Nie, to dlatego, że nie masz konta internetowego...

Nie, to nie o to chodzi, Nie musisz mieć konta. Trzeba być tylko podłączonym do sieci i mieć zainstalowaną przeglądarkę...
L: A, to może byście nam pomogli, bo mam tutaj komputer przy sobie... Co było dalej - obejrzyjcie sami:

Wywiad przeprowadził autor strony