O Kościele masowym i kulturze powszechnej - rozmowa z Litzą


Wojtek Wysocki: Przeważają opinie, że "Pascha 2000" to najlepsza produkcja 2 TM 2,3. Jeśli o mnie chodzi, powiedziałbym, że jest to dla Ciebie i dla Budzyńskiego wyjście z trzyletniego, twórczego dołka. Wasze poprzednie płyty tego formatu to "Duch" Armii i "Juicy Planet Earth" Flapjacka, obie z 1997 roku. Jak Ty widzisz "Paschę" na tle trzech ostatnich lat?
Lica: Rzeczywiście jesteśmy bardzo zadowoleni z tej płyty. Ale to nie kwestia jakiegoś czasu, a po prostu zupełnie normalny, zdarzający się raz na kilka lat świeży powiew. W dorobku każdego z nas znajduje się jakaś płyta uznawana za szczególnie dobrą, chociaż z naszego punktu widzenia tworzona była jak każda inna. W zasadzie tak samo było z "Paschą". Jej powstawanie różniło się tylko tym, że po raz pierwszy cały skład Tymoteusza odbywał wspólnie próby w Helleni Studio i automatycznie rejestrowaliśmy pomysły. Może miał też jakieś znaczenie fakt, że postanowiliśmy nagrać płytę trochę nieoczekiwanie, żeby zdążyć wydać ją w tym jubileuszowym roku...

WW: Nie chodziło mi tylko o różnice muzyczne. "Pascha" to również zupełnie inny niż dotąd dobór tekstów z Biblii - tekstów generalnie optymistycznych, radosnych, jakbyście po raz pierwszy naprawdę chcieli nieść "dobrą nowinę", a nie mroczne proroctwa.
Lica: A wiesz, to bardzo ciekawe, bo im dłużej jesteśmy na tej drodze, tym bardziej dołuje nas prawda o nas samych. Ale rzeczywiście chyba dopiero teraz pojawiła się radość z oczekiwania na kogoś, kto nas zbawi i odkupi. Ja wcześniej, w swojej naiwności myślałem, że sam się zbawię swoją pobożnością (śmiech)... Już tytuł płyty znaczy, że jest Chrystus, który jako pierwszy przechodzi ze śmierci do życia. On otwiera te drzwi dla nas, czyli mówiąc wprost - nie ma już śmierci. Chcieliśmy, żeby płyta niosła dobrą nowinę, bo śmierć naprawdę została pokonana, jak śpiewa Darek w pierwszym utworze.

WW: A propos pierwszego utworu. Tytuł "Szema Izrael" przewija się na każdej Waszej płycie. Czy "Słuchaj Izraelu" to jakiś klucz, który pozwala lepiej zrozumieć Wasz światopogląd?
Lica: To jest pierwsze przykazanie. Przykazanie życia, które mówi, że Ten Bóg jest jedynym prawdziwym. My zestawiamy to przykazanie z innym - kochaj bliźniego swego jak siebie samego. W tych dwóch zdaniach zawiera się cała historia Izraela i chrześcijaństwa. Natomiast dlatego powtarzamy te słowa na każdej płycie, bo czujemy, że sami musimy je sobie ciągle przypominać. Nawet nie chodzi o to, że przekazujemy tę prawdę ludziom - my przekazujemy ją sobie. Bo chociaż Bóg jest stale obecny w naszym życiu, nasza wiara nie jest jeszcze pełna. To dopiero jakiś embrion wiary.

WW: Mimo to nie uniknęliście kpin ze strony dawnych kolegów z branży muzycznej. Zdajesz sobie sprawę, że częstym komentarzem do waszej działalności jest stwierdzenie, że Licy, Maleo i Budzemu odjebało?
Lica: No bo nam odjebało. I to nieźle (śmiech).

WW: Słuchając Waszych płyt zastanawiałem się, czy język Biblii w zestawieniu z muzyką rockową ma jakąś siłę odziaływania.
Lica: Są takie pokusy, żeby wyciągać wnioski ze Słowa i przekazywać je językiem bardziej zrozumiałym dla świata. Ale wiąże się z tym pewne niebezpieczeństwo, choćby dlatego, że nie jesteśmy na tej drodze doświadczeni. Raczej cały czas raczkujemy. Może i powoli stawiamy już pierwsze kroki, ale i tak niebezpieczeństwo błędnej interpetacji istnieje. Zdecydowaliśmy więc, żeby przekazywać Słowo w czystej formie. Jeżeli śpiewamy "Idź, sprzedaj wszystko, co masz" to to mówi Jezus. Jeżeli śpiewamy, że Bóg wybaczy wszystkie grzechy Izraela, to to są słowa Biblii. Nie chcę, nie widzę lepszego słowa niż to, które jest zapisane w Piśmie Świętym. Jest zresztą jeszcze jeden argument, dla którego postanowiliśmy trzymać się tekstu Biblii. Słowo Boże mówi, że jeśli jest przepowiadane i ktoś go słucha, to na pewno coś się wydarzy. Mogę tyko powiedzić, że kiedyś Słowo zapadło we mnie, przyjąłem je i zobaczyłem w nim wielką obietnicę. Kto wie, może coś podobnego przydarzy się człowiekowi x czy y, który przyjdzie na nasz koncert? Zresztą, jeśli nawet robimy coś nieudolnie i przeszkadzamy w Ewangelii, to modlimy się, żeby Pan Bóg uciął to jak najszybciej. Czasem mam też wrażenie, że to nie nasza muzyka, a my sami przeszkadzamy ludziom usłyszeć Słowo Boże. Przecież Słowo mówi, że trzeba miłować bliźniego, a my nie dość, że nie potrafimy kochać wroga, to często nie potrafimy kochać nawet swoich bliskich. Niedoścignionym wzorem są tu pierwsi chrześcijanie - rzucają ich lwom na pożarcie, a oni się cieszą i błogosławią katów...

WW: Spytałem, bo macie w składzie jednego z najlepszych tekściarzy - poetów krajowego rocka. Mówię tu o Budzyńskim, który udowodnił, że potrafi pisać wyborne teksty nie tylko z pozycji heretyka i gnostyka, ale również poprawnego katolika.
Lica: Tak, słuchałem ostatniej Armii i jak dla mnie teksty Budzego są totalne...

WW: Myślałem raczej o tekstach z "Ducha"...
Lica: No i sam widzisz problem. Dla mnie teksty z "Drogi" są doskonale zrozumiałe, bo w jakimś stopniu są one owocem liturgii, które wspólnie przeżywamy. A nie mam pojęcia, czy rozumie je człowiek z zewnątrz. A pamiętaj, że teksty z "Drogi" są nowsze, Budzy dzisiaj pisze właśnie tak.

WW: Z tego co mówisz, wynika, że Tymoteusz - może nieco paradoksalnie - jest zorientowany na Wasze indywidualne przeżycie religijne.
Lica: W pewnym sensie. Kiedy czytamy na plakacie "2 TM 2,3 - koncert ewangelizacyjny", to się śmiejemy, bo to nie my ludzi, ale ludzie ewangelizują nas. Pan Bóg... tak, myślę, że to Pan Bóg wspomagając nas przy zakładaniu Tymoteusza, obronił świat przed tyranami. Bo przecież i ja, i Budzy, i Maleo byliśmy w swoich zespołach tyranami. A Joszko! - przecież jest góralem, już to mówi samo za siebie. Nagle trafiliśmy do jednej kapeli i teraz ścierając się ze sobą uczymy się, że jest drugi człowiek. To cholernie pomaga. Dlatego mówimy, że jesteśmy zespołem ewangelizacyjnym, bo my sami najpierw się prześladujemy, a potem nawracamy.

WW: Zespół rockowy siłą rzeczy musi wychodzić do ludzi. Czy zastanawiałeś się kiedyś, do kogo trafia Tymoteusz, w czasach kiedy zarzuca się raczej kwasiki niż przyjmuje opłatek?
Lica: My nie chcemy robić takiego faszyzmu, że >masz natychmiast wstać i iść do Kościoła< albo >natychmiast klękaj i módl się<. Wbrew temu, co o nas niektórzy mówią. Tu chodzi o pewną alternatywę, żeby taka alternatywa w świecie była.

WW: Czasy czasami, ale oddalenie ludzi od Kościoła ma swoje przyczyny w samym Kościele. Żeby nie być gołosłownym - może przypominasz sobie niedawne doniesienia o propozycji nazwania jednej ze szkół podstawowych imieniem Jana Brzechwy?
Lica: Nie. Raczej nie czytam prasy.

WW: Propozycja została momentalnie storpedowana przez miejscowych (rzecz miała miejsce w małej miejscowości) i ich proboszcza. Podstawowym argumentem było żydowskie pochodzenie Brzechwy i fakt, że szkoła znajdowała się dwa kroki od kościoła...
Lica: Uważam, że jest to niezgodne z Ewangelią, a wręcz przeciwne temu, co mówi Pismo... Takie sytuacje niszczą Kościół, zasłaniają jego prawdziwe światło. Dzisiaj ogromne ilości ludzi są poza Kościołem i odrzucają tym samym Boga, właśnie dlatego, że są niejednokrotnie poranieni przez takie sytuacje jak ta.

WW: Zauważyłem, że Wy w swoich wypowiedziach, ale też muzyce i tekstach często nawiązujecie zarówno do Starego Testamentu i kultury żydowskiej, jak i do czasów pierwszych gmin chrześcijańskich. Skąd to archeologiczne zainteresowanie korzeniami?
Lica: Wspólnota, do której należymy - neokatechumenat - jak już sama nazwa wskazuje, jest nawiązaniem do tradycji katechumenatu, który odbywał się u pierwszych chrześcijan. Pierwotnie miał on na celu przygotowanie człowieka do chrztu i ciągnął się latami. A dzisiaj - cóż z tego, że jesteśmy ochrzczeni jako dzieci, skoro nie ma potem warunków, aby ukształtował się z nas dojrzały chrześcijanin. Dlatego tak ważny jest dzisiaj katechumentat - przygotowanie ludzi dorosłych do świadomości chrztu.

WW: Uważasz, że Kościół i religia chrześcijańska coś straciły w ciągu następnych, prawie 2000 lat?
Lica: Prawdą jest, że od czwartego wieku, kiedy Konstantyn przyjął chrzest, Kościół stał się masowy. A masowy jest zupełnie innym pojęciem niż powszechny...

WW: Ty jako muzyk także uczestniczysz w kulturz masowej. Nikt nie wątpi w szeczerość Twoich emocji religijnych. Ale czy właśnie tym bardziej nie razi Cię, że w którymś momencie Twoje muzyka staje się produktem przeznaczonym na sprzedaż?
Lica: Nie jestem rutyniarzem i do tej pory wszystko, co tworzyłem, wynikało z doświadczeń życia codzienego. Dzisiaj jestem bardzo zaangażowany w rodzinę i szukanie Boga i o tym będę śpiewał. Nie wyobrażam sobie pisać o jakichś rzeczach, które mnie nie dotyczą, albo przestać grać, bo nie mogę mówić o tym, o czym chcę mówić. Dalszy los nagrań jest nieistotny. Mnie nie interesuje, czy to jest kultura masowa czy nie, tylko to, że to co robię, robię uczciwie.

WW: A to, że Twoim wydawcą jest Metal Mind Production, co w sensie rynkowym ustawia Tymoteusza ramię w ramię np. z Vaderem, Behemothem?
Lica: Uważam, że Metal Mind jest najlepszym miejscem dla Tymoteusza. Tak samo jak wolałbym zagrać na Przystanku Woodstock niż Przystanku Jezus. Wolałbym grać odjazdy niż parafiady. Zawsze chciałem dotrzeć do ludzi ze środowisk, z których ja sam się wywodzę.

WW: Budzyński powiedział kiedyś, że Pismo Święte jest bardziej radykalne niż wszelkie rewolucyjne manifesty. Pod jakim względem?
Lica: Chodzi o to, że te wszystkie ludzkie "-izmy": socjalizmy, kapitalizmy, woluntaryzmy... one się tak naprawdę nie sprawdzają. Nie mogą się sprawdzać, bo nie dają człowiekowi życia wiecznego. A tylko, gdy człowiek ma pewność, że życie wieczne istnieje, potrafi swoje życie doczesne poświęcić bezinteresownie innym, nie myśląc nawet o własnych korzyściach. Na przykład Matka Teresa z Kalkuty uwierzyła w życie wieczne i całe swoje życie doczesne poświęciła dla drugiej osoby. Nie patrzyła, czy to muzułmanin, czy ktoś inny. Podcierała tyłki do samej śmierci i pokazywała ludziom, że śmierć też może być godna. To jest dla mnie świadectwo chrześcijanina i postawa prawdziwie radykalna.

WW: Jesteś muzykiem wyjątkowo płodnym. Masz na swoim koncie kilkanaście albumów, zrealizowanych w kilku różnych składach. Czy w ciągu kilkunastu lat aktywnej działalności muzycznej zdarzył Ci się jakiś moment, którego byś dzsiaj żałował?
Lica: Najgorzej wspominam płytę "Fishdick" (płyta Acid Drinkers, zawierająca wyłącznie covery - przyp. WW). To był materiał zrobiony tylko dla pieniędzy - ktoś nam zapłacił, pieniądze zaraz przepiliśmy i potem trzeba było za to nagrać płytę. Nawet nie brałem czynnego udziału w nagraniach. Ludzie potem pytali mnie o cover Pink Floydów, a ja nawet nie bardzo miałem coś do powiedzenia, bo nawet oryginału nie znałem zbyt dobrze. Ale generalnie nie mam sią raczej czego wstydzić - każda płyta była fotografią pewnego okresu i widocznie każda z nich jest mi dzisiaj potrzebna, żeby robić coś nowego.

WW: Trzy lata temu rozpadł się Flapjack, bodaj najbardziej progresywny z Twoich projektów. Rozpadł się zaraz po wydaniu "Juicy Planet Earth" - płyty uznawanej często za jedno z najważniejszych osiągnięć polskiego rocka lat 90. Czy jest szansa na powrót zespołu?
Lica: We Flapjacku ja byłem tylko impulsem i organizatorem. Inicjatywę przejęli młodsi: Guzik i Hrap-Luck i stąd może ta progresywność. Czy zespół się reaktywuje? Ja bym bardzo chciał, nawet się parę razy spotykaliśmy. Ale znowu sprawa rozbija się o brak czasu - ja sią trochę migam, chłopakom może brakuje bodźca... Oczywiście organizacyjnego, bo potencjał twórczy jest ogromny. Podejrzewam, że Flapjack mógłby nagrywać płyty raz na miesiąc i każda byłaby inna i świetna. Tyle że brakuje organizatora.

WW: Jesteś również związany z Kazikiem Na Żywo. Kazik to cynik, swego czasu słynący z antyklerykalnych deklaracji, teraz również sympatyzujący ze Świadkami Jehowy. Czy wobec Twoich poglądów nie rysuje się tu pewien konflikt?
Lica: Kazik jest przede wszystkim doskonałym obserwatorem i wspaniale opisuje to co widzi. Podoba mi się to co robi, tym bardziej że z całą pewnością robi to szczerze i uczciwie. Oczywiście, że są punkty zapalne, ale to dobrze, bo mamy okazję wymienić poglądy.

WW: Zapewne nie ma punktów zapalnych w Twoim najnowszym objawieniu - formacji Arka Noego. Jak doszło do powstania tego zespołu?
Lica: Najpierw Telewizja Polska wysunęła propozycję, żebym napisał piosenkę z okazji wizyty Ojca Świętego. Potem zaproponowano nam zrobienie muzyki do "Ziarna", zgodziliśmy się i robimy ją do dzisiaj. W momencie, kiedy pojawiło się dziesięć piosenek, zdecydowaliśmy się wydać je na płycie. Muszę przyznać, że jako artysta jestem absolutnie zadowolony z efektu. I cieszę się jeszcze bardziej, że piosenki adresowane z założenia do dzieci, właśnie wśród dzieci cieszą się dużą popularnością. To naprawdą dla mnie wielka sprawa.

WW: A nie brak Ci trochę Acid Drinkers?
Lica: Nie. Najlepszy dowód, że od kiedy odszedłem, nie spotykamy się nawet prywatnie.

WW: Co masz w zanadrzu na najbliższe miesiące?
Lica: Jest taka propozcja, żeby wykorzystać kilka nie otwartych jeszcze traków z sesji Tymoteusza i zrobić z tego jakieś remixy. Może maxisingiel z nowym teledyskiem, który być może pojawi sią w sprzedaży na Boże Narodzenie. Zobaczymy, w każdym razie będę kombinował jakieś nowe miksy, prawdopodobnie noiseowo-transowe. Trudno mi przewiedzieć, co dokładnie z tego wyjdzie. To powstaje na bieżąco, często przypadkowe obniżenie np. basów, nasuwa ci zupełnie nowy pomysł. A poza tym cały czas myślę o nowych odcinkach "Ziarna".

Autor: Wojtek Wysocki
http://www.nuta.pl